niedziela, 24 lutego 2019

Opowiadanie 1: Pośpieszyłam się i wylądowałam w akwarium.



Tego się nie spodziewałam, myślałam, że jeszcze co najmniej miesiąc będę mogła być u mojej mamy w brzuchu i nagle, jak już tak słodko sobie tu przysypiałam ktoś mnie wyciągnął.



Gdzie jaj jestem, jak tu zimno, a w dodatku ciężko mi złapać oddech.



Ktoś powiedział: dziewczyna, to o mnie. Znajomy głos mamy też usłyszałam, ale teraz brzmiał z oddali.



Byłam jej kruszynką, musiałam zapłakać. Wtedy słyszałam, że obecni tam ludzie się roześmiali. Trochę niefajnie, mi tu zimno, a oni się cieszą, że ja zapłakałam.



Potem się dopiero dowiedziałam, że zawsze się czeka na „pierwszy krzyk”, jak się dziecko urodzi.



To tak brzydko brzmi „pierwszy krzyk”, ale oznacza radość dla wszystkich, że dziecko już samo złapało oddech i reaguje na otoczenie.



Dzieci, gdy już zaistnieją u mamy w brzuchu to rozwijają się tam i rosną przez dziewięć miesięcy. Przy urodzeniu ważą zazwyczaj około 3- 4 kg. A te dzieci, które z różnych powodów muszą czasem urodzić się wcześniej są wcześniakami i często ważą mniej, bo nie zdążyły urosnąć.



Ja ważyłam troszkę więcej niż 1,5 kg, byłam malutka.



Takie dzieci muszą przebywać jeszcze jakiś czas w takim środowisku i warunkach, jak miały u mamy w brzuchu.



Urządzenie, do którego są wkładane to inkubator.



Jak już byłam większa i zobaczyłam kiedyś akwarium, to skojarzyłam je sobie z inkubatorem, trochę podobne, też przeźroczyste, tylko że w inkubatorze to są wcześniaki, a nie ryby, no i w inkubatorze wcześniak nie pływa tylko leży i rośnie.



To urządzenie jest skomplikowane, bo musi zapewnić wcześniakowi dalszy rozwój, tak żeby wcześniak mógł urosnąć i żeby nic złego mu się nie stało.



Pod czujnym okiem i opieką lekarzy i pielęgniarek przybierałam na wadze w tym inkubatorze, a moja mama i tata, i babcia cały czas mi towarzyszyli.



W końcu po miesiącu mnie wyjęli i mogłam się przytulić do mamy.



Niestety, jak już wychodziliśmy ze szpitala to okazało się, że jestem chora i nie nauczę się ani mówić, ani chodzić, może też będę słabo widzieć, a moje rączki też będą niesprawne.



I tak niestety jest, ale za to mój uśmiech jest bardzo sprawny.



Bardzo dużo ćwiczę.



Każdy ma w szkole lekcje z wychowania fizycznego, a ja muszę mieć ciągłą rehabilitację.



To tak trochę jest, jak np. z piłkarzami albo narciarzami.



Gdyby nie mieli treningów intensywnych, to by piłkarze nie strzelali goli, a skoczkowie narciarscy by spadali ze skoczni.



Ze mną jest troszkę gorzej, bo sportowcem nie będę, chociaż mądrzy ludzie potrafią wymyślać dyscypliny sportu, w których takie dzieci jak ja będą mogły wygrywać.



No, ale ćwiczyć to i tak cały czas muszę, bo inaczej będę leżeć plackiem. Pogłębi się moje skrzywienie kręgosłupa,  trudności w oddychaniu, połykaniu,  trawieniu, krążeniu.



Generalnie,   dopiero byłoby niefajnie.
04.02.2019