Tego się nie
spodziewałam, myślałam, że jeszcze co najmniej miesiąc będę mogła być u mojej
mamy w brzuchu i nagle, jak już tak słodko sobie tu przysypiałam ktoś mnie
wyciągnął.
Gdzie jaj
jestem, jak tu zimno, a w dodatku ciężko mi złapać oddech.
Ktoś powiedział:
dziewczyna, to o mnie. Znajomy głos mamy też usłyszałam, ale teraz brzmiał z
oddali.
Byłam jej
kruszynką, musiałam zapłakać. Wtedy słyszałam, że obecni tam ludzie się
roześmiali. Trochę niefajnie, mi tu zimno, a oni się cieszą, że ja zapłakałam.
Potem się
dopiero dowiedziałam, że zawsze się czeka na „pierwszy krzyk”, jak się dziecko
urodzi.
To tak brzydko
brzmi „pierwszy krzyk”, ale oznacza radość dla wszystkich, że dziecko już samo
złapało oddech i reaguje na otoczenie.
Dzieci, gdy już
zaistnieją u mamy w brzuchu to rozwijają się tam i rosną przez dziewięć
miesięcy. Przy urodzeniu ważą zazwyczaj około 3- 4 kg. A te dzieci, które z
różnych powodów muszą czasem urodzić się wcześniej są wcześniakami i często
ważą mniej, bo nie zdążyły urosnąć.
Ja ważyłam
troszkę więcej niż 1,5 kg, byłam malutka.
Takie dzieci
muszą przebywać jeszcze jakiś czas w takim środowisku i warunkach, jak miały u
mamy w brzuchu.
Urządzenie, do
którego są wkładane to inkubator.
Jak już byłam
większa i zobaczyłam kiedyś akwarium, to skojarzyłam je sobie z inkubatorem,
trochę podobne, też przeźroczyste, tylko że w inkubatorze to są wcześniaki, a
nie ryby, no i w inkubatorze wcześniak nie pływa tylko leży i rośnie.
To urządzenie jest
skomplikowane, bo musi zapewnić wcześniakowi dalszy rozwój, tak żeby wcześniak
mógł urosnąć i żeby nic złego mu się nie stało.
Pod czujnym
okiem i opieką lekarzy i pielęgniarek przybierałam na wadze w tym inkubatorze,
a moja mama i tata, i babcia cały czas mi towarzyszyli.
W końcu po
miesiącu mnie wyjęli i mogłam się przytulić do mamy.
Niestety, jak
już wychodziliśmy ze szpitala to okazało się, że jestem chora i nie nauczę się
ani mówić, ani chodzić, może też będę słabo widzieć, a moje rączki też będą
niesprawne.
I tak niestety
jest, ale za to mój uśmiech jest bardzo sprawny.
Bardzo dużo
ćwiczę.
Każdy ma w
szkole lekcje z wychowania fizycznego, a ja muszę mieć ciągłą rehabilitację.
To tak trochę
jest, jak np. z piłkarzami albo narciarzami.
Gdyby nie mieli
treningów intensywnych, to by piłkarze nie strzelali goli, a skoczkowie
narciarscy by spadali ze skoczni.
Ze mną jest
troszkę gorzej, bo sportowcem nie będę, chociaż mądrzy ludzie potrafią wymyślać
dyscypliny sportu, w których takie dzieci jak ja będą mogły wygrywać.
No, ale ćwiczyć
to i tak cały czas muszę, bo inaczej będę leżeć plackiem. Pogłębi się moje
skrzywienie kręgosłupa, trudności w
oddychaniu, połykaniu, trawieniu,
krążeniu.
Generalnie, dopiero byłoby niefajnie.
04.02.2019