Podobno
kobiety uwielbiają chodzić po sklepach, moja mama do nich nie należy.
No
ale czasem wybieramy się na szalone zakupy.
Mama
pcha wózek ze mną, ale ja nie jestem małą dzidzią, to jest taki dorosły wózek,
na dużych kołach.
Często
tak jest, że jak wjeżdżamy do sklepu to ludzie się nam przyglądają, ale też się
uśmiechają.
Najgorzej
mnie denerwuje, jak jesteśmy w sklepie z ubraniami jedynymi klientkami.
W
takich sytuacjach sprzedawczyni najbardziej się na nas patrzy.
Ostatnio
właśnie chciałam sobie na spokojnie kilka rzeczy pooglądać, a ta pani odezwała
się do mojej mamy, oczywiście ponad moją głową, jakby mnie nie było:
„Czy
może w czymś pomóc” - standardowe pytanie. Zanim moja kochana mama zdążyła coś
odpowiedzieć grzecznie, to ja od razu konkretnie odpowiedziałam,
„NIEE”,
niestety dziękujemy to ja już po porostu nie potrafiłam odpowiedzieć, no bo ja
mówię tylko „Tak”, albo „Nie”.
Jednak ładnie się do pani uśmiechnęłam, moja mama też,
a ta pani też.
Była to dla mnie duża satysfakcja, że dałam do zrozumienia, że tak jak wszyscy mam swoje zdanie. Mój przekaz został zrozumiany.
Byłam "sprawcza".
Nie trzeba patrzeć nad moją głową, tylko na mnie, może też mam ochotę "pogadać"
Potem spokojnie oglądałyśmy dalej te piękne ubrania.
Mama mi potem
wytłumaczyła, że tak w sklepach jest, że te panie muszą tak pytać.
No i kupiłam kilka fajnych "fatałaszków" .
04.02.2019